Forum Piraci Morza Czaszek Strona Główna Piraci Morza Czaszek
Bo najważniejsza jest wolność!
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Bjarnie Sigurdson-ucieczka z Northlandu

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Piraci Morza Czaszek Strona Główna -> Nasze dzieła
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Bjarnie
Krasomówca



Dołączył: 28 Cze 2006
Posty: 648
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Kudowa Zdrój

PostWysłany: Czw 17:57, 29 Cze 2006    Temat postu: Bjarnie Sigurdson-ucieczka z Northlandu

Urodziłem się w Northlandzie. Mój ojciec jarl Sigurd był znacznym wodzem wśród ludów północy. Jego langskipy co wiosny wyruszały na grabieże wracając wyładowane kosztownościami i niewolnikami. W wieku lat szesnastu ojciec zabrał mnie na pierwszą wyprawę wojenną. Przeżyłem wtedy pierwszy sztorm na burzliwych północnych wodach, gdy chłostany śmiechem towarzyszy wymiotowałem przez burtę. Potem pierwsza potyczka, w której chronili mnie przyboczni ojca. a w końcu pojedynek z ciemnowłosym młodzianem uzbrojonym w krótki miecz. Jak przez mgłę pamiętam ostrze mojego topora zagłebiające się w czaszce wroga. Już na langskipie ojciec wręczył mi kubek miodu.
- Podziękuj Odynowi chłopcze za dar pierwszej krwi-powiedział.
Kolejne dwa lata przeminęły na wyprawach, ucztach i doskonaleniu mych umiejętności bojowych. Byłem już pełnoprawnym drużynnikiem, który zabijał, grabił i posiadł swoją pierwszą kobietę. Dla Northlandczyka było to życie wymarzone. Aż do thingu.
Jeszcze przed nastaniem wiosny ojciec wyruszył na thing dochodzić swych praw przed radą starszych. Powodem był Thorlak, jarl z sąsiednich ziem, który zimą napadł na nasze stada przepędzając pastuchów i zagrabiając zwierzęta. Ta napaść miała zostać przedstawiona na thingu.
Cztery dni później do warowni wpadł na spienionym koniu Hakon, jeden z zaufanych ludzi Sigurda. Wkrótce lament wybuchnął w głównej halli.
- Jarl nie żyje-powtarzali ludzie wokół mnie.
Stałem w milczeniu rozdzierany niedowierzaniem i smutkiem. Z letargu wytrąciła mnie matka wskazując mi w milczeniu hallę. Poszedłem za nią.
- Pani matko-skłoniłem nisko głowę ukrywając łzy niegodne wojownika.
- Synu - zaczęła spokojnie - Twój ojciec nie żyje. Zamordowali go drużynnicy Thorlaka. On sam będzie tu niedługo upomnieć się o mnie i majątek.
Słuchałem porażony spokojem i opanowaniem matki. Z opowieści wiedziałem, że taki proceder był często stosowany i uznawany przez większość ludów Northlandu.
- Musisz uciekać Bjarnie. Ukryć się. Przeczekać - zamilkła na chwilę - Ale wrócisz pomścić pamięć Sigurda.
Z kufra pod ścianą wyciągnęła spory mieszek.
- To jest część twojego dziedzictwa. Kiedyś wrócisz upomnieć się o resztę.
Ręką wskazała na drzwi prowadzące na zewnątrz.
- Uciekaj Bjarnie......- reszta jej słów utonęła w szlochu.
Popatrzyłem ostatni raz na swoją matkę i opuściłem hallę. Nie zważając na pełne ciekawości spojrzenia druzynników ruszył bez słowa w kierunku przystani. Od dwóch dni stał tam okręt kupiecki z Jomsborgu, który kilka razy w roku gościł we włościach Sigurda.
- Dokąd płyniecie - zapytałem z trudem opanowując targające mną uczucia.
Od razu podszedł jeden z kupców znający całkiem znośnie northlandzki.
- Wyruszamy dziś do Hedeby - powiedział - Potem płyniemy do Rivangoth........... .


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Bjarnie dnia Czw 15:56, 13 Lip 2006, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Uthar
Administrator



Dołączył: 28 Cze 2006
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:06, 29 Cze 2006    Temat postu:

Niezłe, nawet fajnei sie czyta, szkoda że tak krótkie.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Irmo
Sporadyczny



Dołączył: 28 Cze 2006
Posty: 36
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 22:37, 29 Cze 2006    Temat postu:

Popieram Uthara. Poza tym w świecie wojowników nie ma takich miejsc jak Hedeba i Northland

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Bjarnie
Krasomówca



Dołączył: 28 Cze 2006
Posty: 648
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Kudowa Zdrój

PostWysłany: Czw 23:09, 29 Cze 2006    Temat postu:

Choć z wojownikami jestem od niedawna to odnoszę wrażenie, że jest tu miejsce na Hedebę, Northland, a nawet Grzesia Rasiaka.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
HanS
Postowy



Dołączył: 29 Cze 2006
Posty: 247
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 23:11, 29 Cze 2006    Temat postu:

ja rowniez jestem z nimi od niedawna, miejsce by sie znalazlo... Natomiast dla rasiaka jest jedynie miejsce w lesie wsrod jego drewnianych kolegow.

Nie hamujmy jego tworczosci, neizle pisze , nie podcinajcie mu skrzydel Very Happy


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Reviri
Administrator



Dołączył: 28 Cze 2006
Posty: 522
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trzemeszno

PostWysłany: Pią 8:13, 30 Cze 2006    Temat postu:

To prawda, nieźle pisze. I nikt nie kazę mu piać wszystkiego w świecie wojów. Jednak prosiłabym, aby nie mieszać przynajsmniej tych dwóch światów.
A jeśli chciałbyś pisać coś osadzonego w świecie gry, to w podforum wyspa jest temat z linkami do map świata z opisami.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Bjarnie
Krasomówca



Dołączył: 28 Cze 2006
Posty: 648
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Kudowa Zdrój

PostWysłany: Pią 21:58, 30 Cze 2006    Temat postu: Rivangoth-trudny początek

Kupiecki statek dostojnie wpływał do Złotej Zatoki. Podczas długiej podróży odbyłem dziesiątki rozmów z handlarzem gromadząc wiedzę o miejscu mojego "zesłania". Lotharis, która dotąd była dla mnie krainą niemal mityczną nabrała teraz bardziej rzeczywistego kształtu. Rivangoth, Złota Zatoka, szkoły rycerskie, klany, bractwa,gildie, krasnoludy, elfy - wszystko to przerażało mnie ale i w niewiadomy sposób pociągało. Choć nie chciałem w to wierzyć to kupiec zapewniał mnie, że w same stolicy Lotharis mieszkało o wiele więcej ludzi niż w całej mojej ojczyźnie. Setki myśli kłębiące się w mojej głowie okazały się zbawieniem. Powoli zacierałem w pamięci widok płaczącej matki oraz obraz warowni ojca. Przycichło też pragnienie zemsty na Thorlaku. Ciekawość nowego świata zaczęła przeważać.
Statek kierowany przez doświadczonego sternika dobił wreszcie do keji zajmując miejsce wśród setek innych okrętów.
- Witaj w Rivangoth panie - powiedział kupiec wskazując na górujące nad zatoką potężne, kamienne mury zwieńczone smukłymi wieżami.
Widok przeszedł moje oczekiwania. Na kejach kłębiły się tłumy ludzi, krępych krasnoludów i wysmukłych elfów. Jedne towary wędrowały na pokłady statków, inne były wynoszone z ładowni. Wśród tego żywiołu wyróżniały się patrole straży poruszające się niespiesznie po nabrzeżach zatoki.
- Tutaj się pożegnamy młody panie - z odrętwienia wyrwał mnie głos kupca - Pamiętaj o moich radach a to miasto rychło stanie się twym domem.
Skinieniem głowy podziękowałem. Mój cały skromny dobytek mieścił się w sakiewce przypiętej do pasa więc nie namyślając się długo ruszyłem w kierunku bramy miejskiej nie ogladając się za siebie. Idąc przyglądałem się chciwie nieznanym mi dotąd rasom. Dopiero grymas na twarzy jednego z krasnoludów oraz znaczące poklepanie paskudnie wyglądającego topora przytroczonego do pasa uświadomił mi, że nie jest to bynajmniej dworne zachowanie. W bramie straż nie zwróciła na mnie żadnej uwagi. Byłem tylko drobną częścią tłumu, który przelewał się w obydwie strony. Zwątpienie przyszło zaraz po wejściu w obręb murów. Widok dziesiątek budynków, szyldów, ulic i uliczek wywołał z mej pamięci wskazówki kupca.
- Wybór należy do ciebie, jednak zważ na me słowa. Trzy lata temu mój bratanek przybył do Rivangoth na naukę wojennego rzemiosła - opowiadał kupiec - Ja sam byłem jego przewodnikiem. Przez kilka dni przemierzaliśmy za dnia miasto szukając odpowiedniej szkoły rycerskiej a wieczorami przesiadywaliśmy w oberżach, gdzie stawiane napitki rozwiązały języki wielu ludzi. Wiem, że młodzieńcy tacy ja ty szybko znajdą tu zajęcie. Są tu rozmaite drużyny i bractwa, które chętnie wezmą cię w swoje szeregi obiecując szybkie zdobycie sławy i złota. Są też szkoły, gdzie nauka jest długa i ciężka, ale tam nabędziesz doświadczenia i umiejętności, które pozwolą ci przeżyć w Lotharis. Taką drogę obrał mój bratanek a wiedz, że dziś jest znacznym oficerem w forcie Daerin.
Przystanąłem na chwilę na krańcu aleji starając sie nie wchodzić nikomu w drogę. Z trzech szkół w mieście handlarz najbardziej zachwalał Turkusową, tą którą wybrał jego bratanek. Po krótkim namyśle postanowiłem, że również zostanę jej adeptem.
Szczęście mi sprzyjało, przynajmniej wtedy tak myślałem. Zagadnięty niziołek ochoczo wyraził chęć pomocy w dotarciu celu. Przy okazji zauważyłem, że rozmowa we wspólnym, którego uczył mnie kupiec nie sprawia mi większych trudności. Ma radość nie trwała długo.
- Tędy dojdziemy najrychlej - niziołek wskazał mi wąską uliczkę między wysokimi domami.
Podążyłem za nim. Ostatnią rzeczą, którą zapamiętałem była ekspolzja w czaszce i ból towarzyszący zetknięciu mych pleców z twardym gruntem......... .
.............................................................................................................................................................................................................................................................................................................................
- Obudź się chłopcze - usłyszałem szorstki głos.
Mym oczom ukazał się ogorzały mężczyzna, którego twarz zdobiła paskudna blizna.
- Pobudka !
- Gdzie jestem - wyszeptałem.
- A gdzie chciałeś trafić - po tych słowach zabrzmiał chropawy śmiech.
Uniosłem się ciężko na ramionach. Leżałem na drewnianej pryczy w małej, surowej izbie.
- Panie, szukałem Turkusowej Szkoły Rycerskiej i .......... .
Wybuch śmiechu nieznajomego nie pozwolił mi dokończyć. Ta dziwna wesołość wywołała we mnie wybuch gniewu. Ostre słowa same zaczęły cisnąć mi się na usta jednak zanim zdążyłem coś rzec przemówił mężczyzna.
- Witam cię chłopcze w Turkusowej Szkole Rycerskiej. Jeśli taka twa wola ten dom stanie się twoim domem. Każdy pod tym dachem będzie twym towarzyszem w szczęściu i w niedoli ...... - ogromna ulga zagłuszyła resztę jego słów i nagle znów zapadłem w niebyt ............................ .


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Asghan
Mówca



Dołączył: 29 Cze 2006
Posty: 307
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Busko-Zdrój

PostWysłany: Sob 7:37, 01 Lip 2006    Temat postu:

wow max fajne czekam na kolejny odcinek:P

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Uthar
Administrator



Dołączył: 28 Cze 2006
Posty: 1684
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 19:07, 02 Lip 2006    Temat postu:

Tak fajne....

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Bjarnie
Krasomówca



Dołączył: 28 Cze 2006
Posty: 648
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Kudowa Zdrój

PostWysłany: Nie 22:54, 02 Lip 2006    Temat postu: Rivangoth-Turkusowa Szkoła Rycerska

W duchu raz jeszcze podziękowałem uczynnemu kupcowi za jego rady. Choć przez kilka pierwszych dni w szkole przeklinałem jego, przewodnika niziołka, Thorlaka i wszystkich, którzy przyczynili się do mojego pobytu tutaj to w końcu pojąłem czemu służy nauka i związany z nią rygor.
- W Rivangoth istnieją trzy szkoły: Błękitna, Bordowa i nasza Turkusowa - opowiadał mój wybawca - Złe i zawistne języki nie raz potępią i wyśmieją twój wybór ale z czasem sam zrozumiesz co znaczy nosić turkus na tarczy i w swym sercu.
Potem zaprowadził mnie do niskiego baraku, który miał się stać moim domem. Tam otoczyły mnie niespokojne, zalękniojne twarze rekrutów. Patrzyłem na nich z litością w duchu uważając się za lepszego. Byłem wszak wojownikiem, który brał udział w wyprawach wojennych, grabił, zabijał i niewolił kobiety. Następne dni ukróciły mą pychę.
- I oto rozstałeś się z życiem - krzyknął jeden ze starszych rekrutów, który stanął ze mną do treningu.
Z trudem opanowując wściekłość podniosłem się z areny wciąż czując ból w żebrach, w które trafił ćwiczebny miecz mego przeciwnika. Nie liczyłem już nawet ile walk przegrałem. My, ludzie Północy zawsze ceniliśmy siłę. Tu liczyły się umiejętności, których jak z przykrością stwierdziłem nie miałem. Dopiero wygrany pojedynek i cień uznania na twarzy jednego z mistrzów miecza sprawiły, że poczułem się lepiej.
Gdy o zmierzchu wracałem na mą pryczę nikt nie śmiał się z moich sińców i zadrapań. Wszyscy pytali o mych przeciwników, ich sztuczki i umiejętności we władaniu orężem opowiadając o swoich dokonaniach na arenie. Były też słowa pocieszenia. Wtedy ostatecznie opanowałem mą dumę i w duchu uznałem swą słabość wobec lepszych.
Kolejne dni były już lepsze. Kilka wygranych walk ze starszymi kadetami i skromne pochwały z ust doświadczonych wojowników były dla mnie zwiastunem wiosny.
Z wolna zacząłem stawać się prawdziwym uczniem Turkusowej Szkoły zostawiając swoje "ja" na uboczu. Rozmowy z towarzyszami stały się czymś ważnym. Nie mówiliśmy już tylko o walce. Opisywaliśmy swe historie, pragnienia i plany na przyszłość. To poczucie jedności przypominało mi drużynę mego ojca. Z tymi wspomnieniami wrócił obraz mej matki i gorące pragnienie zemsty. Odtąd zacząłem trenować coraz ciężej nie zważając na ból i pot. Potem były walki ze stworzeniami na Arenie, gdzie z każdym dniem czułem się pewniejszy.
- Złe i zawistne języki nie raz potępią i wyśmieją twój wybór ale z czasem sam zrozumiesz co znaczy nosić turkus na tarczy i w swym sercu - przypomiałem sobie te słowa.
Nie byłem już wtedy nowicjuszem. Zaniepokoje twarze w mym baraku zmieniły się na oblicza twardych, gotowych na wszystko wojowników. Mogłem już opuszczać koszary korzystając z uciech oferowanych przez Rivangoth. Wperw bezskutecznie próbowałem odnaleźć niziołka, który choć stał się mimo woli mym przewodnikiem to jednak ograbił mnie z pieniędzy. Potem zaczęły się pijatyki w oberżach, tawernach i podejrzanych melinach w towarzystwie przedstawicieli pozostałych szkół oraz licznych drużyn i bractw. Będąc uczciwy wobec siebie muszę przyznać, że nie raz kończyłem w szkolnym lazarecie, gdzie medyk łatał me sponiewierane ciało. Zaczynało się niewinnie. Były żarty o przeciwnej szkole, przechwałki a w końcu pojedynki w ciemnych zakamarkach przerywane nadejściem straży. Sam nierzadko bywałem ich sprawcą zaczepiając wojów w niebieskich czy bordowych płaszczach. Zawsze jednak zostanie w mej pamięci to, że choć często stawałem wobec liczebnej przewagi wroga to wówczas u mego boku stawał ktoś w barwch mej szkoły.
Nie pamiętam ile już upłynęło czasu od mojego przybycia do Rivangoth. W każdym razie byłem już znaczącym wojownikiem, na którego pokonani w walce nowicjusze patrzyli z niechęcia pomieszaną z uznaniem. Któregoś dnia posłaniec wręczył mi wiadomość. Pergamin zaniosłem do jednego z mistrzów. Byłem wszak wojownikiem a nie skrybą.
- Chłopcze - powiedział mi - Jest to zaproszenie do bractwa Piratów Morza Czaszek.
Popatrzyłem na niego z wyczekiwaniem.
- Wielu z naszych adeptów wyruszyło w świat wstępując w rózne drużyny bądź rekrutując własne - zaczął - Nie jest żadną hańbą odejść ze szkoły. Nie będziesz pierwszy ani ostatni. Szkoła jest tylko przystanią. Co będzie dalej zależy wyłącznie od ciebie.
Piraci Morza Czaszek, korsarze, morscy zbóje. Wszak sam byłem niedawno jednym z nich plądrując wsie i osady. Oczami duszy już widziałem siebie na pokładzie jedneko z diesiątek langskipów lądujących w plażach mej ojczyzny. To mógł być krok ku mojej krwawej zemście za śmierć ojca.
Jeszcze tego samego dnia żegnałem się z towarzyszami z Turkusowej Szkoły. Przed zmierzchem ruszyłem przez ulice Rivangoth w kierunku portu. Krocząc dumnie brukowaną aleję z uśmiechem przypomniałem sobie nieszczęsny dzień mojego przybycia tutaj.
- Vanua- powiedziałem krótko do szypra i ku mojej uciesze ten skinął potwierdzająco głową.
Był to dobry omen, że po godzinie poszukiwań znalazłem właściwy statek.
- Drżyjcie - pomyślałem - Bjarnie wraca na korsarski szlak.
Nie byłem już tym samym dumnym i pewnym młodzieńcem, który przybił jakiś czas temu do Złotej Zatoki. Teraz znałem swoje niedoskonałości i wiedziałem, że jeszce długa droga przede mną by zostać znamienitym wojownikiem w Lotharis. Jednak wiedziałem, że oto uczyniłem krok by ziścić moją krwawą wizję zemsty na jarlu Thorlaku i wszystkich tych, którzy przyczynili się do smierci mego ojca.................. .


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Bjarnie dnia Czw 15:57, 13 Lip 2006, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Asghan
Mówca



Dołączył: 29 Cze 2006
Posty: 307
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Busko-Zdrój

PostWysłany: Wto 12:42, 04 Lip 2006    Temat postu:

spoko;]

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Bjarnie
Krasomówca



Dołączył: 28 Cze 2006
Posty: 648
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5
Skąd: Kudowa Zdrój

PostWysłany: Czw 15:53, 13 Lip 2006    Temat postu: Vanua-dzień pierwszy

Kołysanie statku nie przynosiło upragnionego snu i wciąż przed oczami miałem swoich bliskich, surową twarz ojca i zapłakane oblicze mej matki. Już drugi dzień upłynął od opuszczenia Rivangoth, miasta które zamiast stać się moim domem było jedynie krótkotrwałym schronieniem. Z informacji wydobytych od szypra i jego załogi nic nie wynikało. Na wyspie nie było dotąd żadnego śladu życia. Dopiero od niedawna pojawiły się tam pierwsze zabudowania więc zaradni kupcy wyruszali tam w poszukiwaniu nowej klienteli.
-Przecież nawet pirat musi jeść, pić, odziewać się - mówił jeden z moich rozmówców a ja przytaknięciem przyznałem mu rację.
Zwyczaje tutejszych morskich rabusiów różniły się od tego co znałem. Równie chętnie napadali na kupieckie statki i osady co moi bracia lecz dla zysku eskortowali też handlowe okręty jako wynagrodzenie pobierając część ładunku. W końcu te rozmyślania przerwał sen.
Obudził mnie krzyk majtka krzyczącego przeraźliwe z bocianiego gniazda. Zbliżaliśmy się do wyspy, od której w naszym kierunku odbijał właśnie statek z zieloną banderą. Szyper widząc ten manewr rozkazami zmusił marynarzy do zwinięcia żagla i postawienia okrętu w dryf. Miał to być, jak później wyjaśnił gest dobrej woli. Obcy jak gdyby czytali w myślach starego żeglarza bowiem zwolnili i rozpoczęli wolny powrót na swoją poprzednią pozycję. Padły następne szybkie komendy i sternik skierował nas w kierunku wąskiego gardłą wśród skał, które otwierało drogę do sporej zatoki.
Przy drewnianym pomoście cumował już jakiś statek a z głębi lądu nadchodzili już mieszkańcy z niwątpliwym zamiarem "powitania" przybyszów. Na ich czele kroczyło dwóch krasnoludów z groźnymi marsami na brodatych twarzach. Znikły one dopiero gdy handlarz wręczył im zwyczajowy podarunek a z ładowni marynarze zaczęli wynosić rozmaite towary, wśród których znaczną cześć stanowiły butelki i gąsiory dla bezpieczeństwa owinięte słomą i konopnymi sznurami. W końcu wzrok jednego z piratów zwrócił się na mnie. Stałem z boku a moje odzienie wykluczało przynależność do kupieckiej gildi. Skłoniłem lekko głowę i podałem nieco zabrudzony już pergamin zapraszający mnie do wstąpienia do bractwa i przybycia na wyspę.
- Jam jest Bjarnie Sigurdson- powiedziałem gdy krasnolud oderwał oczy od listu - Uczeń Turkusowej Szkoły Rycerskiej w Rivangoth i uchodziec z północnych krain. Przybyłem zasilić szeregi Piratów Morza Czaszek.
- Witaj zatem - rubasznie odpowiedział krasnolud waląc mnie wielką piąchą w plecy.
Jak się potem dowiedziałem byli to Fatalis Kadrin-sternik oraz Lothar-bosman. Zaprowadzili mnie do jednej z bambusowych chat, która miała mi służyć aż do postawienia własnej kwatery.
- Jak się rozgościsz znajdziesz nasz w tawernie - po tych słowach przewodnicy oddalili się.
Wrzucenie mego skromnego majątku w kąt chaty zajęło mi chwilę po czym wiedziony ciekawością ruszyłem obejrzeć miasteczko i wyspę. Szybko też znalazłem tawernę i skuszony wesołym gwarem wszedłem do środka nadgonić zaległości powstałe podczas rejsu za przyczyną całkoiwtej abstynencji szypra. Wtedy też po raz pierwszy ujrzałem Nutrina Darkmoona i Raille Sillvan, mego nowego mistrza i panią kapitan. Potem były już tylko wszelkiej maści trunki, które wychylałem szybko nie delektując się zbytnio ich smakiem. Tego też dnia po raz pierwszy od wypłynięcia z Rivangoth zasnąłem spokojnie.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Piraci Morza Czaszek Strona Główna -> Nasze dzieła Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin