Forum Piraci Morza Czaszek Strona Główna Piraci Morza Czaszek
Bo najważniejsza jest wolność!
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Bohater z Kalsimar

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Piraci Morza Czaszek Strona Główna -> Nasze dzieła
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Valvadis
Postowy



Dołączył: 01 Wrz 2006
Posty: 162
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ponikiew Island

PostWysłany: Pon 19:57, 18 Wrz 2006    Temat postu: Bohater z Kalsimar

ROZDZIAŁ I

-Uderzaj skuteczniej! - napominał mistrz ucznia.
-Uderzam z całą siłą. - odparł uczeń.
-Z całą siłą nie znaczy skuteczniej- Rzekł spokojniej mistrz- Widzisz, głową muru nie przebijesz, ale co innego młotem.- Młody uczeń spojrzał na swego nauczyciela i wzruszył tylko ramionami.
-Cały ojciec, pomyśleć, że był najpotężniejszym czarodziejem na świecie.
-Mistrzu! Opowiedz mi o moim ojcu!
-Widzisz Artianie, twój ojciec był czarodziejem, i to bardzo dobrym. Więcej rzec nie mogę, ojciec twój choć stary nakazał mi nie mówić tobie nic póki nie dorośniesz. A teraz idź do swojego pokoju!
-Ale mistrzu! Ja już jestem duży!
-Duży nie znaczy dojrzały.
-A więc idę, miłej nocy mistrzu – Pożegnawszy się z mistrzem opuścił salę treningową. Gdy wychodził zgodnie z tradycją przyklęknął przed krzyżem i ruszył w kierunku swego pokoju. Za każdym razem gdy rozmawia ze swoim mistrzem o ojcu, ten odmawia odpowiedzi, zupełnie jakby to zależało od jego życia. Przecież on był inny! Mistrz Sartarius niejeden raz mówił, że ojciec był wyższy, że jadł więcej, że miał dłuższe włosy, często przy śniadaniu mówił „Oczy Loriel, włosy Loriel, ale dusza ojca”. Wnioskował więc, że jego mama zwała się właśnie Loriel. Jego dzieciństwo było owiane tajemnicą, gdyż jego rodzice zmarli gdy miał zaledwie 4 lata, jedyne co utkwiło mu w pamięci to słowa jego ojca „ Non Nobis Domine, Non Nobis Sed, Nomini Tuo Da Gloriam!” (Nie dla nas, Panie, nie dla nas, lecz dla chwały Twojego imienia.). Mówił to razem z jego mamą gdy wychodzili z domu… Syn Loriel wędrował prostym korytarzem, zatrzymując się od czasu do czasu, aby spojrzeć na różne obrazy lub broń, którymi ozdobione były ściany . Podszedł do drewnianych drzwi po czym delikatnie je otworzył. Jego pokój jak zawsze posprzątany przez służącą mistrza. Czerwony dywan na ziemi przypominał mu o palącym ogniu, złote zasłony o potężnych błyskawicach, łoże z błękitnym kocem ,o lodzie, natomiast roślinka położona w kącie, o naturze, która go otacza. Po za tym w pokoju znajdował się jeszcze mały stolik i dwa krzesła, na których nikt prócz jego samego nie siedział. Pokój oświetlały dwie lampy oliwne i promienie księżyca wpadające przez okno. Podszedł do łóżka, które leżało przed stołem, i uklęknął opierając swe dłonie na posłaniu. Spojrzał na krzyż, który znajdował się dokładnie nad łóżkiem i zaczął się modlić tak jak uczył go ojciec…

Następnego dnia wstał wcześnie rano, aby zdążył na lekcje. Dziś mistrz miał opowiadać mu o świecie. Ubrał się w swój strój, a potem ruszył do klasy. Tam ujrzał mały stolik z krzesłem i duże biurko, przy którym siedział mistrz Sartarius. Przywitał go słowami:
-Króluj nam Chryste!- Po czym zajął miejsce przy stoliku.
-Zawsze i wszędzie.- Odpowiedział jak zawsze spokojnie mistrz.
-Dziś opowiem ci coś o naszym świecie.-wstał i przechadzając się po sali mówił:
„Wiele lat temu, gdy świat był pogrążony jeszcze w chaosie. Bóg postanowił stworzyć świat pokrewny, podobny do prawdziwego, ale inny. Świat, położony w innym wymiarze. Świat, zwany „Zakarasul”. Wiele wieków temu, na naszą ziemię przybyli apostołowie. Głosili słowo Pana i nawracali nie wiernych. Jak wiadomo apostołowie zostali tu przysłani przez Boga. Gdy odeszli z „tamtego” świata, Bóg dał im ponowne życie, ponowne, ale w innym wymiarze. Przybyło tu czterech apostołów. Szymon zwany Piotrem, który zbudował miasto z wielkim kościołem, a nazwał je Kornelia. Drugim był Jakub Starszy, który był rycerzem, i pewnie z tego powodu założył Zakon Paladynów. Trzeci, czyli Jan brat Jakuba, zbudował spokojną wioskę zwaną Kalsimar. Był jeszcze czwarty, wysłany przez Szatana. Nazywał się Judasz Iskariota, założył on drugi przeciwny zakon, zwany zakonem upadłych paladynów. I rozpętała się wielka wojna między dobrem, a złem. Jednak apostołowie nie mogli żyć wiecznie, wiedzieli, że kiedyś odejdą. Jakub wpadł na pomysł, aby każdy z nich zmienił się w potężny artefakt i od tego czasu na zawsze strzegł krainy Zakarasul. Tak więc, apostołowie przemienili się w artefakty, każdy w inny. Jakub w kielich, Piotr w miecz i Jan w krzyż. Judasz usłyszał o tym podstępie, i także zapragnął zmienić się, przemienił się w księgę. Pan postanowił w tych czterech artefaktach ukryć bramę. Bramę, która mogła zesłać na świat Aniołów światła lub ciemności…” Skończywszy opowieść Sartarius usiadł na krześle i spojrzał na swego ucznia mówiąc:
-I co o tym sądzisz Artianie?
-Sam to wymyśliłeś?- rzekł zdumiony uczeń.
-Nie! To prawda! To wszystko działo się 800 lat temu!- powiedział zdenerwowany mistrz.
-Nie trzeba się tak unosić mistrzu.
-Dobrze, teraz możesz iść do swojego pokoju, resztę dnia masz wolne.- gdy skończył Artian wstał z miejsca i wyszedł z sali. Mistrz patrzył na zamykające się drzwi po czym dodał szeptem:
-Mam nadzieję, że wybierzesz dobro…

Artian udał się do swego pomieszczenia, aby tam spędzić resztę dnia. Posiłek, który przyniosła służąca Leirol, zjadł u siebie w pokoju. Staruszka zawsze opiekowała się Artianem, który uwielbiał przebywać w jej obecności. Gdy był jeszcze małym dzieckiem, Leirol opowiadała mu przepiękne baśnie, w których zawsze zwyciężało dobro.
-Jak minął trening? – spytała zaciekawiona.
-Jak zwykle, dziękuję za troskę – powiedział Artian biorąc starą księgę do ręki. Chłopak uwielbiał czytać książki, a szczególnie te mówiące o wielkich bohaterach. Jego wielkim marzeniem było zostać kimś wielkim. Po wyjściu służącej zatopił się w lekturze. Książka opowiadała o ciemnym rycerzu zwanym Jakub De Molay. Po pewnym czasie pogrążył się we śnie…

Artiana obudził głośny huk, w pośpiechu wyskoczył z łóżka, ubrał w pośpiechu swój pancerz zabrał krótki miecz i wybiegł z pokoju. Jego oczom ukazał się straszny widok, korytarz, w którym tak podziwiał obrazy i broń, stał w płomieniach. Niczym strzała przeskoczył przez mur ognia i wpadł do klasy, w której jeszcze tak niedawno mistrz opowiadał mu historię apostołów. Ujrzał swojego nauczyciela stojącego po prawej stronie sali, a po lewej jakiegoś czarodzieja ubranego w czarną szatę. Na środku, znajdowało się płonące biurko i zniszczony stolik. Zdenerwowany Artian nie wiedział co ma zrobić i patrzył to na mistrza ,to na maga. Wtedy mistrz skierował palec w stronę maga, szeptając coś po cichu. Zaraz po tym z jego palca wyskoczył grom i błyskawicznie przeszedł przez salę, aby trafić czarnego maga. Ten upadł na ziemię ale zaraz się z niej zerwał krzycząc:
-Tylko na tyle cię stać wielki Sartariusie!
-Więc pokaż co potrafisz- odparł mistrz. Czarodziej machnął ręką, z której wyleciała ogromna ognista kula. Kula ta leciała w kierunku mistrza, który zasłonił się magiczną tarczą. Niestety była zbyt słaba, pękła, a Sartarius został ranny.
-I co ty na to- krzyknął drwiąco czarny mag.
-Już ja ci pokażę- rzekł zdenerwowany mistrz. Szeptał coś po cichu nie wykonując przy tym żadnych ruchów. Czekali tak dopóki mistrz nie uniósł dłoni. Nad którymi zaczęło zbierać się światło w kształcie kuli Sartarius rzucił nią w kierunku maga, który zdążył wyczarować sobie lodową włócznie i tarcze ochronną. Nim kula doleciała do tarczy, rzucił włócznią w mistrza. Przebiła ona bok nauczycielowi ale świecąca kula roztrzaskała tarczę i poważnie zraniła złego maga.
-Ja jeszcze tu wrócę- krzyknął mag i zniknął w ciemności. Artian podbiegł do mistrza i spojrzał mu prosto w oczy. Niestety rana okazała się poważna, umierający ostatni raz spojrzał na swego ucznia i resztkami sił wyszeptał:
-Idź… do Kalsimar… tam mieszka… twoja siostra…
-Mistrzu nie odchodź!- krzyczał zrozpaczony młodzian.
-Nadszedł… mój czas Artianie… Pan wezwał mnie do siebie… - skończył mówić, a dusza odpłynęła z jego ciała.
-Mistrzu! Nie umieraj! – Artian zalał się łzami i przytulił swoją głowę do ramion starego mistrza. Przypominały mu się wszystkie jego nauki. To dzięki niemu jest tak silny i mądry. Minęła niekrótka chwila zanim głos Leirol oderwał go od mistrza. Wstał zapłakany i swymi smutnymi oczyma spojrzał na służącą, która była świadkiem całego zdarzenia, ta delikatnie objęła ramionami jego głowę, aby mógł wypłakać się do woli.
-Muszę stąd odejść- powiedział Artian.
-Gdzie chcesz iść? – spytała spokojnie staruszka.
-Do Kalsimar, wiesz gdzie to jest?
-Tak, wystarczy, że pójdziesz drogą prowadzącą na południe.
-Wyruszę natychmiast – powiedział stanowczo Artian i uwolnił się z uścisku Leirol.- dziękuję za wszystko, ale już chyba się nie spotkamy – powiedziawszy to wyszedł z klasy i skierował się do drzwi wyjściowych. Leirol stała jeszcze przez chwilę w pokoju i szeptała cicho „Dla czego twój ojciec musiał wybrać stronę zła, ale ty może pójdziesz moimi śladami synu…”

Artian był już w lesie, kierował się do wioski Kalsimar. Chciał znaleźć tam nowego nauczyciela, który podszkoliłby go w wojaczce. Wędrował nie zastanawiając się jakie niebezpieczeństwa mogą na niego czyhać. Przemierzał gęsty las zwany przez ludzi „Mrocznym zabójcą”. Nazywali go tak, gdyż grasowała tam banda goblinów, które atakowały wszystkich podróżnych, aby ich okraść. Mały oddział składający się z pięciu goblinów od pewnego czasu śledził naszego bohatera. Mieli zaatakować go, gdy tylko dojdzie do skraju lasu, ponieważ znajdowała się tam ich wioska. W końcu Artian dotarł do skrzyżowania, spojrzał przed siebie i zauważył już przebłysk słońca. Zadowolony kroczył naprzód, aż drogę zagrodził mu mały goblin. Artian patrzył na niego przez chwilę po czym rzekł:
-Czego chcesz?
-Ja chcieć twoja torba – zaskrzeczał potwór.
-Cóż, ja swojego złota nie oddam! – powiedział wyciągając miecz Artian.
-My też nie dać ci zwiać! – W tym momencie zza krzaków wyszło kilka goblinów, każdy uzbrojony w zardzewiałą broń. – I co ty teraz zrobić! Dać nam świecuszka ?- Artian oszacował wzrokiem oddział i pomyślał, że jego magiczna zbroja i długi miecz, pobłogosławiony przez mistrza zakonu Św. Jakuba, powinny wystarczyć. Przygotował się do starcia i skinął ręką na znak gotowości. Gobliny zarechotały i ruszyły na chłopca. Pierwszy stwór oberwał ostrzem miecza, który otworzył jego wnętrzności, natomiast drugi wyprowadził już atak na młodziana. Ten jednak odparował atak i wykonał szybki obrót, który pozbawił głowy dwóm atakującym od tyłu goblinom. Stał teraz naprzeciwko dwóch niedobitków, którzy nie wiedzieli nawet co mają zrobić. Artian niczym tornado skoczył do pierwszego z nich i jednym cięciem poderżnął mu gardło. Goblin upadł na ziemię i wił się jeszcze w agonii. Ostatni rzucił w chłopca swoim starym sztyletem i wziął nogi za pas. Sztylet upadł obok nogi Artiana, a ten wziął go do ręki i zwinnie rzucił w kierunku uciekającego. Goblin został trafiony w tors i upadł martwy na ziemię. Artian schował swój miecz i spojrzał jeszcze raz na marne stworzenia po czym ruszył do wioski…


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Piraci Morza Czaszek Strona Główna -> Nasze dzieła Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin