Forum Piraci Morza Czaszek Strona Główna Piraci Morza Czaszek
Bo najważniejsza jest wolność!
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

[N] Czarna Inez

 
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Piraci Morza Czaszek Strona Główna -> Nasze dzieła
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Reviri
Administrator



Dołączył: 28 Cze 2006
Posty: 522
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Trzemeszno

PostWysłany: Pią 10:07, 11 Sie 2006    Temat postu: [N] Czarna Inez

Część I
Kobieta mocniej pociągnęła za wodze i koń stanął dęba. Przestraszeni strażnicy zgodzili się ją przepuścić i uchylili wrota. Miasto pogrążało się w mroku. W wielu oknach zapalały się lampy. Ostatni przechodnie znikali z ulic. Czarna klacz zarżała z dezaprobatą. Nie podobało jej się to miasto.
- Spokojnie Nimoth, spokojnie. Nie zostaniemy tu długo. Jutro ruszymy dalej.
Z naprzeciwka zbliżał się patrol strażników. Czarna klacz stąpała z godnością, jej właścicielka z kamienną twarzą patrzyła przed siebie. Dowódca patrolu zasalutował jej mieczem, odpowiedziała lekkim skinieniem głowy. Zbliżały się do gospody. W bramie stał chłopiec stajenny, kobieta rzuciła mu wodze i zsiadła z konia.

Drzwi otwarły się i zdumiony Jimmy zobaczył najpiękniejszą kobietę, jaką kiedykolwiek widział.. Miała czarne jak noc, lśniące włosy i ciemną cerę. Spojrzenie czarnych oczu omiotło salę i zatrzymało się na nim. Była spowita w czarny płaszcz podróżny. Podeszła do niego pełnym elegancji, ale energicznym krokiem. Zanim zdążyła się odezwać z podwórza nadbiegł Tommy niosąc sakwy nieznajomej.
- Połóż je przy tym stole w kącie chłopcze. – Miała aksamitny głos przywodzący na myśl bezksiężycową noc. Mówiła władczym, nie znoszącym sprzeciwu tonem.– Gospodarzu podaj mi coś ciepłego do jedzenia i kielich grzanego wina z korzeniami.
- W tej chwili dostojna pani.
Jimmy zniknął w drzwiach prowadzących na zaplecze a kobieta uważnie obserwowana przez wszystkich gości zajęła miejsce przy stole w rogu sali, niedaleko kominka.

„Skąd ja znam tą wojowniczkę?” zastanawiał się Miron. „ Na pewno nie jest elfką. A przecież znam wszystkich ludzi w tym przeklętym kraju! Naprawdę wydaje mi się znajoma.” Obserwował ja spod przymrużonych powiek. Jimmy podszedł do niej z miską pieczeni baraniej z grzybami. „ To jego specjał. Serwuje go tylko najznamienitszym gościom, a jestem pewny, że tak samo jak ja zastanawia się kim ona jest. Nigdy wcześniej nie widziałem jej w Cara Daton.” W tym momencie do gospody wszedł Razon, wędrowny bard bawiący chwilowo w mieście. Ktoś z miejscowych zaprosił go do stołu i postawił kolejkę. W sali rozległy się wołania:
- Zaśpiewaj nam coś Razonie. Zaśpiewaj!
Bard podniósł się i jednym haustem osuszył kufel.
- Niestety przyjaciele nie wziąłem lutni! Jeśli jednak chcecie opowiem wam coś. Będzie to jedna z nowszych historii, tej na pewno jeszcze żeście nie słyszeli.
Miron spojrzał kątem oka na wojowniczkę. Schowała się w cieniu pijąc powoli grzane wino. Razon odezwał się znowu.
- Będzie to historia o jednej z ostatnich przygód Czarnej Inez!
W sali zapadła cisza.

Miron słuchał słów barda, ale jego wzrok wciąż kierował się w stronę siedzącej w kącie kobiety. Nie mógł dostrzec jej twarzy. W pewnej chwili wstała prawdopodobnie po to by podejść do Jimmy’ego. Wtedy jej czarny płaszcz rozchylił się ukazując czarne spodnie i kaftan przykryty czarną kolczugą. U pasa wisiał miecz w czarnej pochwie zdobionej rubinami, które dostrzegało się również wśród oczek kolczugi i na rękojeści zatkniętego za pas sztyletu z czarnej stali. „Jak mogłem wcześniej na to nie wpaść?” pomyślał Miron. „Czarna Inez!!!”

Jimmy wciąż obserwował kobietę zza baru. Zauważył, że wychyliła do dna puchar wina. „Za chwilę pewnie każe sobie przynieść następny” pomyślał. Jednak kobieta sama postanowiła do niego podejść. Wtedy jej płaszcz rozchylił się. „Czarna Inez!” pomyślał.
*
„Królowa miecza i łez: Czarna Inez”. O tak, śpiewano o niej pieśni. Znano ją na całym Kontynencie. Swoją karierę zaczynała w wojsku, ale gdy tylko osiągnęła stopień porucznika odeszła z niego. Miała wtedy na głowie inne sprawy. Jeśli zdarzy się w jej rodzinnym kraju wojna to, kto wie, może wróci do armii. Ale na razie ma co innego na głowie. Walczyła w obronie prawa tam, gdzie była potrzebna. Pomagała władzom ujmować groźnych morderców i zbójów, którzy wymykali się lokalnym stróżom prawa. Czasem załatwiała własne porachunki. Miała swoją prywatną listę, o której istnieniu nikt nie wiedział. Tylko ścigani przez nią ludzie to podejrzewali. Bezlitosna Inez, Mroczna królowa, Cienista klinga. Tak nazywali ją ci, którzy wiedzieli, że ich ściga. Jeszcze nikomu nie udało się uciec.
- Dasz mi swój najlepszy pokój oberżysto.
- Oczywiście wielmożna pani. Zaraz panią zaprowadzę.
Inez spokojnie patrzyła jak gospodarz podnosi jej sakwy i kieruje się do schodów w głębi sali. Poszła za nim a stukot jej jeździeckich butów rozlegał się echem w ucichłej nagle sali. „Wszyscy zdali sobie sprawę z mojej obecności. Bard będzie mógł powiedzieć, że widział na własne oczy bohaterkę najsławniejszych pieśni Kontynentu. A miejscowa hołota przez tydzień będzie zaraz po zmroku ryglować drzwi ze strachu.”

Kroki idącej po schodach kobiety rozlegały się echem w głowie przestraszonego Jimmy’ego. Jeszcze nigdy w „Złotej ostrodze” nie gościł ktoś tak znany i tak niebezpieczny.
Ale Jimmy nie da JEJ pretekstu do niezadowolenia, co to, to nie!
Oberżysta otworzył drzwi w końcu korytarza i gestem zaprosił do środka swoją klientkę. Był to salonik przylegający do najlepszego z pokoi w „Złotej ostrodze”. Ostrożnie złożył na stole sakwy.
- Czy szanowna pani życzy sobie coś jeszcze?
- Tak. Masz zagrzać wodę i napełnić nią największą balię w swojej łaźni. Chcę się wykąpać. A jutro masz mnie zbudzić o świcie i przygotować kilka wiader letniej wody, żebym mogła dokładnie się umyć. Zrozumiałeś?
- Tak jest wielmożna pani. Zaraz podgrzeje wodę i przyślę do pani służącą, gdy wszystko będzie gotowe.
Po tych słowach Jimmy zamknął drzwi i pędem zbiegł do kuchni. Po chwili wielki kocioł pełen wody wisiał nad paleniskiem a on sam już krzątał się w łaźni szykując największą z balii, stos ręczników i kilka świec. Gdy po jakimś czasie wszystko było gotowe posłał swoją żonę na górę, by zawiadomiła wojowniczkę i zaprowadziła ją do umywalni.

Kolejna struga gorącej wody rozlała się po jej plecach. Zapach cynamonu z dalekiego południa. Wdychała go z rozkoszą. Niech jej ciało przesiąknie tym zapachem. Niech towarzyszy on jej gdziekolwiek się uda. Niech budzi strach wśród jej wrogów. Ale jeszcze nie w tej chwili. Teraz trzeba odpocząć. Jechała cały dzień, z jednym tylko popasem, bardzo krótkim. Przyjemne ciepło rozchodziło się po całym jej strudzonym ciele. Wśród ubrań leżących na wyciągnięcie ręki ukryty był sztylet, na wszelki wypadek. Woda powoli stygła, więc Inez zanurzyła się ostatni raz i wstała. Woda strużkami ściekała po jej twarzy, płaskim brzuchu, długich, smukłych nogach. Sięgnęła po ręcznik i wytarła się do sucha. Z leżącej niedaleko torby wyjęła słoiczek z balsamem i dokładnie wtarła go w całe ciało. „Niech moje ciało przesiąknie tym zapachem.” Ciasno owinęła się krótkim ręcznikiem i wytarła włosy. Zebrała swoje rzeczy i wróciła na górę. Dotyk jedwabnej pościeli na gołej skórze w kilka chwil przed zaśnięciem, gdy materiał okrywał jej proporcjonalne ciało godne bogini miłości, o tak to było wspaniałe uczucie.

Jimmy bał się wyrwać ze snu Czarną Inez. Jednak kazała się zbudzić o świcie. Woda już czekała w łaźni. Jimmy zawsze sumiennie wykonywał polecenia swoich klientów.
Stuk, stuk, stuk.
Zapukał do drzwi. Po chwili otworzyła mu już ubrana wojowniczka. Bez słowa minęła go i skierowała się do łaźni. Miała przy sobie torbę. Jimmy pomaszerował za nią. Zanim zamknęła drzwi kazała sobie przygotować śniadanie i kawę, i podać je do saloniku.
Oberżysta zaraz zakręcił się w kuchni. Wyjął z pieca świeży chleb i ukroił kilka kromek, ze spiżarni przyniósł masło, ser i konfitury zrobione przez jego żonę. Z półki z przyprawami zdjął małe pudełeczko i wyjął z nabrał z niego dwie łyżeczki brązowego proszku, który wsypał do filiżanki ze swojej najlepszej zastawy. Gdy woda się zagotowała postawił wszystko na tacy i zaniósł do saloniku. Czekała tam już na niego Czarna Inez.
- Za godzinę moja klacz ma być osiodłana.
Jimmy skłonił się i odszedł. Zapach cynamonu unosił się w całym korytarzu.
*
O wschodzie słońca Miron zastukał do bramy. Sługa otworzył mu i bez słowa poprowadził przez dziedziniec, otworzył boczne drzwi i kazał mu zaczekać w środku.
Mężczyzna znalazł się w ciepłej, pełnej smakowitych zapachów kuchni. Na stole stały dwa nakrycia, chleb, masło, wędzona szynka i dzban piwa. Po chwili do pomieszczenia wszedł ten, który go tu wezwał.
- Niech pan usiądzie panie Mironie i poczęstuje się śniadaniem.
Miron skłonił się swojemu gospodarzowi i usiadł. Chleb był jeszcze ciepły, chłodne piwo miało wyśmienity smak.
- Wezwałem tu pana, ponieważ jest pan najlepszym wojownikiem w naszym kraju. Chce pana zatrudnić do ochrony własnej osoby.
- Czyżby było ono zagrożone? Kto ośmieliłby się pana napastować?
- Jedna osoba się ośmiela. Podobno jest już w drodze do naszego miasta. Nieumyślnie wplątałem się kiedyś w pewną aferę. Było kilka ofiar. Żona jednego z zabitych pragnie zemsty. Kilkoro z moich wspólników zginęło w tajemniczych okolicznościach. Chciałbym, żeby mnie pan ochronił przed takim niefortunnym wypadkiem. Oczywiście za odpowiednim wynagrodzeniem. Czy 10 srebrnych groszy dziennie wystarczy panu?
- Wystarczy. Przyjmuję pana ofertę. Kim jest ta osoba, przed którą mam pana ochraniać?
- Na pewno pan o niej słyszał. To Czarna Inez.
„Chroń mnie o Najświętszy!!! Ale się wpakowałem. Czarna Inez!” Miron się przestraszył. Jeszcze nikt nie umknął Czarnej Inez, jeśli postanowiła go dopaść. Najlepiej byłoby od razu zrezygnować. Ale Miron był honorowym rycerzem i nigdy nie łamał danego słowa. A już wyraził zgodę. „Za tak marne pieniądze nie będę się narażał.”
- Skoro tak się sprawy mają musze pana poprosić o podwyższenie wynagrodzenia i dostęp do pana zbrojowni. Za taką kwotę nie mogę się narażać w walce z Królową Miecza.
- 20 srebrnych groszy na dzień, dostęp do mojej najlepszej broni i 3 szmaragdy jako zaliczka. Co pan na to.
- Zgadzam się.
Mężczyzna położył na stole 3 kamienie wielkości dojrzałej wiśni, niestety nieoszlifowane, ale mimo tego bardzo piękne. Miron schował je do sakiewki i dokończył śniadanie. Gdy wstał od stołu w drzwiach pojawił się sługa. Koń Mirona już stał w stajni a jego sakwy leżały w małym pokoiku z jednym oknem i twardym łóżkiem. Sługa zaprowadził rycerza do zbrojowni. Miron do własnej kolczugi i doskonałego miecza dobrał mocny hełm z osłoną na nos i pas z nożami do rzucania. Były perfekcyjnie wyważone, bardzo ostre i wykonane z najlepszej stali. Tak uzbrojony mężczyzna wyszedł na dziedziniec i stanął pod murem, w cieniu rzucanym przez bramę. Czuł lodowaty ucisk w żołądku. Śmierć nadchodziła wielkimi krokami.

*
Nimoth była już osiodłana i czekała przed drzwiami gdy Czarna Inez zeszła ze swoimi bagażami do wspólnej sali. Miała na sobie kolczugę, pod pachą trzymała czarny hełm z rubinową różą na przedzie. Przy pasie miała miecz, i dwa sztylety, każdy z rubinem na głowni. Podeszła do Jimmy’ego i podała mu grawenę. Nie wierząc własnemu szczęściu (w końcu ta moneta ma wartość 50 srebrnych groszy) Jimmy skłonił się i pożegnał wojowniczkę.
Inez umocowała sakwy przy siodle i odjechała w stronę centrum miasta. W Cara Daton mieszkał kolejny numer z jej listy. Jechała stępa. Na ulicach panował jeszcze umiarkowany ruch. Powoli zbliżała się do przeciwnego krańca miasta, gdzie mieszkał znany kupiec Habreth. Z pewnością wie już, że jest ścigany. Ciekawe co zrobi, żeby się ochronić? Niektórzy z jego wspólników mieli całkiem ciekawe metody. Kryli się w tajnych pokojach, uciekali podziemnymi korytarzami, jeden próbował nawet skryć się w przebraniu wiejskiej przekupki. Nikomu to nie pomogło. Co będzie tym razem?
Widziała już mur ogradzający posesję Habretha. Poluzowała miecz w pochwie. Poprawiła ułożenie hełmu. Oto brama.

Już od jakiegoś czasu na ulicy panowała cisza. Nagle rozdarł ja stukot kopyt zbliżającego się konia. Mirona przeszył dreszcz. Jeździec znalazł się już po drugiej stronie muru. Serce wojownika waliło niczym młot kowalski. Czas jakby zwolnił swój bieg. Zobaczył w bramie pysk czarnej klaczy, po chwili pokazał się cały łeb. Na czoło Mirona wystąpił zimny pot. Po chwili, która wydała mu się wiecznością, pojawiła się Czarna Inez. Minęła go. Miron nie mógł się ruszyć Wojowniczka zbliżała się do domu. Zsiadła z konia i coś cicho mówiła do jego ucha. W tym momencie Miron odzyskał zdolność ruchu. Ruszył prze siebie, wyciągając nóż do rzucania.

Przejechała przez bramę. Kątem oka spostrzegła zastygłego w bezruchu wojownika. „No tak. Wynajął ochroniarza. Myśli sobie, że zwykły wojak mnie pokona. Niedoczekanie. Ale nie dam po sobie poznać, że go zauważyłam. Niech najemnik chociaż spróbuje.”
Dojechała pod same drzwi. Zsiadła z konia. Pochyliła się do ucha Nimoth. „Nie martw się. On nie zrobi mi krzywdy. Zostań tu. Za chwilę ruszmy w drogę.” Usłyszała cichutki zgrzyt stali. Pewnie ten mężczyzna wyciąga sztylet lub nóż do rzucania. Nadal nie reagowała. Podeszła do drzwi i położyła rękę na klamce. Wtedy usłyszała furkot powietrza i nóź do rzucania wbił się w deskę tuż nad jej dłonią.
- Gdybym chciała mogłabym stanąć z tobą do walki już w bramie. Słyszałam jak się za mną skradałeś, jak wyciągałeś nóź. Ale nic mi nie zrobiłeś, więc po co miałabym z tobą walczyć?
- Jeśli chcesz zabić Habretha to najpierw musisz pozbyć się mnie.
Odwróciła się powoli. Jej ręka spoczęła na rękojeści miecza. Ale czarne oczy patrzyły spokojnie.
- Widziałam cię wczoraj w gospodzie. Przyglądałeś mi się. Po co tu jesteś?
- Mam ochraniać przed tobą Habretha. Podobno chcesz go zabić.
- A ty podobno chcesz walczyć. Jeśli tak, to wyciągnij miecz.
Czarne ostrze błyskawicznie wyskoczyło z pochwy. Kruczoczarne oczy zachmurzyły się. Miron wyciągnął swój miecz. Używał go już w wielu potyczkach. Nigdy do tej pory ten oręż go nie zawiódł. Ruszył do ataku. Inez bez większych trudności sparowała cięcie, a jego impet wykorzystała do lekkiego obrotu. Jej stal z błyskawiczną szybkością odbiła miecz przeciwnika i przecięła rękaw jego koszuli. Na ziemię spadły pierwsze krople krwi. Miron znowu uderzył, ale Inez zrobiła unik i zadała kolejny cios prosto w pierś przeciwnika. Kolczuga pękła, ale stal nie zagłębiła się w ciało. Miron z niedowierzaniem spojrzał na swoją zbroję. Inez kopniakiem podcięła mu nogi. Mężczyzna zwalił się na ziemię. Zobaczył jej twarz nad sobą. Pojawił się na niej szyderczy uśmieszek.
- Chciałeś się ze mną mierzyć, mając na sobie tak słabą kolczugę? Jesteś za wolny. Popracuj nad sobą, a może przy następnym spotkaniu lepiej się spiszesz. Żegnaj.
Coś błysnęło i Miron zapadł się w głęboką ciemność.

Promień zachodzącego słońca padł na twarz mężczyzny. Ten powoli otworzył oczy. Rozejrzał się z niedowierzaniem. „Gdzie ja jestem? Co się stało?” Nagle przypomniał sobie pojedynek z Czarną Inez. „Gdzie ona jest? Czyżby zabiła mojego pracodawcę? Muszę natychmiast to sprawdzić!” Podniósł się z ziemi. Drzwi do domu Habretha były otwarte. Wbiegł do kuchni. Nikogo. Przeszukał cały dom, i w gabinecie zobaczył ciało. Habreth leżał na zakrwawionej posadzce z własnym sztyletem wbitym w serce. Na stole leżał list.
„Sprawiedliwość jest ślepa, ale w tym wypadku ukarała właściwego człowieka. Habreth dopuścił się wielu czynów, za które można by go skazać na karę śmierci. Popełnił wiele morderstw. Między innymi 7 lat temu zamordował prawie całą rodzinę mieszkającą w Ret Darill. Moją rodzinę. Moich rodziców, rodzeństwo, męża i moją ukochaną dwuletnią córeczkę. Spotkał go los jaki sam sobie przygotował.”
Miron wpatrywał się w pismo kobiety, która tak lekko go pokonała i zabiła tego, którego on miał ochraniać. Po chwili wyszedł, zabrał swoje sakwy, osiodłał swojego konia i ruszył w stronę strażnicy. Opowie o wszystkim i wyjedzie z tego miasteczka. Nie zapomniał jej słów. Popracuje nad sobą. Odnajdzie sławnych weteranów i będzie się od nich uczył. A gdy już będzie gotowy odnajdzie Czarną Inez i zmierzy się z nią ponownie. „Zobaczymy, kto wtedy będzie górą.”

Ziemia umykała spod kopyt Nimoth. Miasteczko Cara Daton zostało daleko w tyle, jak wiele innych osad. Przebyła już kilkanaście mil. Nimoth zarżała i ruszyła galopem. „Powinien się już obudzić. Zanim pozbawiłam go przytomności zobaczyłam w jego oczach zawziętość. Na pewno niedługo znowu się spotkamy. Ciekawe czy uda mu się pobić Niepokonaną Inez? Wkrótce się przekonamy. Na razie żegnaj tajemniczy wojowniku. Do zobaczenia wkrótce.”
Noc zapadała nad światem. Między drzewami jak cień mknęła postać na koniu. Czarna Inez ruszała na spotkanie nowej przygody.

Część II
Droga schodziła w dół, nad brzeg jeziora. Zza zakrętu wyłonił się człowiek. Miał na sobie szary habit i ciężki płaszcz z kapturem oraz sakwę wyraźnie cięższą niż powinien. Wspierał się na kosturze. Powoli zbliżał się do brzegu jeziora. Podniósł głowę. Miał pooraną zmarszczkami twarz i ciemnoszare oczy, których spojrzenie omiatało drogę. Nagle spostrzegł czarną klacz pasącą się wśród przybrzeżnej trawy. Wtedy usłyszał głośny plusk. Niedaleko od brzegu z wody wynurzyła się kobieca postać. Mężczyzna pomyślał, że to bogini-matka Nekka. Miała długie, kruczoczarne włosy i ciemną cerę. Była zupełnie naga. Woda spływała strużkami po ciele godnym bogini. Wyszła z wody i położyła się na trawie. Promienie słoneczne czule pieściły jej skórę gdy smarowała się maścią z jakiegoś pudełka. Przelotne wrażenie boskości minęło. To była zwykła śmiertelniczka.
Mężczyzna podszedł do niej.
- Niech łaska Najwyższego towarzysz ci gdziekolwiek się udasz.
- Bądź pozdrowiony święty ojcze. Nie wiedziałam, że nadchodzisz. Pozwól, że się ubiorę.
Kobieta zniknęła w zaroślach. Po kilku chwilach pojawiła się znowu w czarnym stroju podróżnym i z długim mieczem w czarnej pochwie u pasa.
- Dokąd droga prowadzi ojcze?
- Do Maerelit, gdzie znajduje się główna świątynia Najwyższego, boga Raeta. Jestem jego kapłanem. Mam na imię Jori. Jestem w drodze od dwóch tygodni. Mam nadzieję, że to już niedaleko. Powinienem był dojść już wczoraj, ale moja sakwa bardzo mi ciąży a poza tym nie mogę już iść tak szybko jak bym chciał.
- W takim razie nasze drogi prowadzą w jednym kierunku. Możemy podróżować razem. To już niedaleko. Odpocznij teraz ojcze, a gdy będziesz gotowy do dalszej drogi moja klacz poniesie twoją sakwę.
Jori wyjął z sakwy kawałek chleba i trochę suszonych owoców. W czasie gdy się posilał kobieta czesała swoje długie włosy. Po około godzinie wyruszyli w stronę Maerelit.

Przez ostatni rok, od czasu porażki z Czarną Inez, Miron podróżował po całym Noerianie. Pobierał nauki od najsłynniejszych wojowników, nawet od przybocznych królowej. Teraz zamierzał wyjechać ze stolicy by odszukać bohaterów opowieści z innych krajów i od nich również się czegoś nauczyć. Jednak najpierw musiał kupić kilka potrzebnych rzeczy na największym targowisku kraju. Wpierw udał się do Kristiana, najsłynniejszego płatnerza w Noerianie. Kilka tygodni wcześniej zamówił u niego bardzo mocną i wytrzymałą kolczugę. Z trzech szafirów, które dostał od Habrteha został mu już tylko jeden, największy.
Wszedł do pracowni mistrza.
- Ach, to ty Mironie! Czekałem na ciebie. Twoja kolczuga jest już gotowa. Mam ją na zapleczu, chodź za mną.
- Z najwyższą przyjemnością mistrzu.
Kristian zaprowadził go na tyły pracowni, gdzie stały kukły w kolczugach o różnym stopniu zaawansowania prac. Było tam też kilka kufrów. Mistrz otworzył jeden z nich i wyjął z niego dość duży pakunek. Miron zbliżył się zaintrygowany. Płótno opadło, ukazując oczom wojownika błyszczącą kolczugę z drobnych kółeczek.
- Czy mnie oczy nie mylą... Czy to jest...
- Tak. Zrobiłem tą kolczugę z volinitu. Jest to metal, który nie występuje w żyłach jak inne, tylko pojawia się bardzo rzadko w dobrze wykształconych kryształach. Jest bardzo wytrzymały, najtrwalszy z znanych ludziom materiałów.
- Nie śmiem nawet zapytać ile musiałbym zapłacić za tą kolczugę.
- Gdy trzy miesiące temu rozmawialiśmy na temat nowej kolczugi powiedziałeś mi, że potrzebujesz bardzo wytrzymałej, mocnej i jednocześnie lekkiej zbroi. Jednak nie powiedziałeś mi dlaczego jej potrzebujesz, ani dlaczego od tylu miesięcy szkolisz się u najlepszych wojowników w kraju. Może teraz przyszła na to pora?
- Słyszałeś o „ukaraniu Habretha”? Czarna Inez darowała wtedy życie rycerzowi wynajętemu przez kupca do ochrony. Tym najemnikiem byłem ja. Chcę się z nią zmierzyć jeszcze raz.
- Spodziewałem się tego. Dlatego postanowiłem zrobić dla ciebie tę zbroję. O cenę się nawet nie pytaj. Wiem, ze chciałeś mi zapłacić tym dużym szafirem. Niech to będzie pierwsza rata. Gdy zdobędziesz dość złota lub inny taki kamień przyniesiesz mi drugą ratę. Poza tym masz nadal się szkolić, by pewnego dnia pokonać Królową Miecza.

Brama miasta była już widoczna na horyzoncie. Jori szedł obok spotkanej kobiety, która prowadziła swoją klacz. Nadal nie wiedział jak ma na imię, ale przez cały czas była dla niego bardzo uprzejma i pomocna. Teraz zatrzymała się.
- Ojcze Jori. Niestety tutaj muszę cię pożegnać. Dziękuję ci za wspólną drogę. Oby twoje modły zostały wysłuchane przez Najwyższego, a ścieżki które On ci wyznaczy były proste.
- Niech łaska Najwyższego towarzyszy ci w każdym działaniu i prowadzi drogą prawdy. Dziękuję za pomoc i dobre słowo, pani.
Kobieta wskoczyła na siodło, zawróciła konia i wjechała między drzewa. Jori ruszył dalej, sakwa znowu zaczęła mu ciążyć, ale teraz widział już kres swojej podróży. Po kilkunastu minutach usłyszał za sobą tętent kopyt. Obrócił się. Drogą galopowała kara klacz, a na niej kobieta w czarnym płaszczu, ta sama, która mu pomogła. Minęła go w pędzie. Wtedy jej czarny płaszcz rozchylił się ukazując czarne spodnie i kaftan przykryty czarną kolczugą. U pasa wisiał miecz w czarnej pochwie zdobionej rubinami, które dostrzegało się również wśród oczek kolczugi i na rękojeści zatkniętego za pas sztyletu z czarnej stali. „Jak mogłem wcześniej na to nie wpaść?” pomyślał Jori. „Czarna Inez!!!”

Miron siedział plecami do drzwi i rozmawiał przy piwie z jednym z członków gwardii królowej. Pierwszym sygnałem ostrzegawczym był znajomy stukot kopyt na dziedzińcu gospody. Ale nie tylko ten jeden koń może stąpać w tak charakterystyczny sposób.
Jednak gdy drzwi się otworzyły był już pewien, że się nie myli. Doleciał do niego słaby zapach cynamonu. Był tym tak oszołomiony, że obrócił się dopiero na dźwięk jej głosu.
- Gospodarzu podaj mi coś ciepłego do jedzenia i kielich grzanego wina z korzeniami. – Miała aksamitny głos przywodzący na myśl bezksiężycową noc. Mówiła władczym, nie znoszącym sprzeciwu tonem. Wszedł stajenny niosąc jej sakwy.- Połóż je przy tym stole w kącie chłopcze.
Wyglądała tak samo jak tego wieczora dokładnie rok temu gdy ujrzał ją po raz pierwszy. Przeszła obok nie zaszczycając go nawet spojrzeniem i usiadła przy sąsiednim stoliku. Jego rozmówca chrząknął by zwrócić na siebie uwagę.
- Czy coś się stało Mironie? Widzę, ze ta dama przykuła twoją uwagę. Czyżbyście się znali?
- Drogi Urbanie, mówiłeś coś o ważnym spotkaniu jakie ma jutro odbyć królowa. Powiedz mi, kto został na nie zaproszony.
- Królowa zaprosiła swoją największą przyjaciółkę z dzieciństwa, Inez. Podobno ta kobieta nie jest taka jak inne białogłowy. Obce jest jej życie dworskie choć wychowała się na dworze. Zamiast zajmować się haftowaniem w domowym zaciszu poszła do wojska. Teraz woli wojować z przestępcami niż zająć się domem rodzinnym. Nie ma nawet męża! To naprawdę dziwna niewiasta.
- Grubo się mylisz co do niej. Życie dworskie nie jest jej obce. Ciągle dba o pewne jego aspekty. To prawda, że była w wojsku, ma nawet stopień porucznika. A walczy z przestępczością nie dla zaspokojenia zachcianki ale żądzy zemsty. Miała męża, ale osiem lat temu grupa zbrodniarzy, chociaż bardzo wpływowych ludzi, zamordowała całą jej rodzinę razem z mężem i dwuletnią córeczką. To Czarna Inez. Kobieta, która tak przykuła mój wzrok.
Urban, kapitan Gwardii Królewskiej, natychmiast się obrócił. Wpił się wzrokiem w czarny płaszcz spowijający Inez, w cień przesłaniający jej twarz.

„To stało się już moją tradycją. Sposób w jaki wkraczam do gospody i traktuję jej pracowników. Miejsce, w którym siadam i sposób w jaki to robię. Potrawy jakie zamawiam, niezależnie od pory dnia i roku. Za chwilę gospodarzy przyniesie mi swój specjał, chociaż nie wie z kim dokładnie ma do czynienia.”
Miała rację. Szynkarz podał jej pierś z indyka w sosie miodowym i wspaniały, świeżo pieczony chleb. W pucharze czekało też wytrawne wino z najlepszych królewskich winnic doprawione przyprawami z dalekiego, wschodniego krańca Kontynentu, gdzie żyją inni ludzie, pod innym niebem.
Spod przymrużonych powiek obserwowała innych gości. Jej spojrzenie zatrzymało się na dwójce mężczyzn przy sąsiednim stoliku. Jednym z nich był znany jej z widzenia dowódca Gwardii Królewskiej. Drugi również wydawał jej się znajomy.
„Ależ to on! Jak mogłam zapomnieć?! To ten najemnik, który miał ochraniać Habretha. To musi być przeznaczenie, że właśnie teraz, równo rok od czasu gdy widzieliśmy się po raz pierwszy w tamtym zajeździe, znowu się spotykamy. Do tego w takiej samej sytuacji. Prawie takiej samej.”

Miron wyczuł na sobie wzrok wojowniczki. Odruchowo chwycił miecz ukryty pod płaszczem. Drzwi gospody znowu się otwarły. Podmuch wiatru zakołysał płomieniami świec i pochodni, które przelotnie rozjaśniły cień zasłaniający jej twarz. Zobaczył odblask ognia w jej oczach i uśmiech błąkający się na twarzy.

Gdy ktoś otworzył drzwi gospody i płomienie świec i pochodni zakołysały się, wydobywając z półcienia rysy jego twarzy, Inez przyjrzała mu się uważniej. To z pewnością jest ten sam wojownik. Na jej ustach pojawił się lekki uśmiech, który jednak zniknął gdy zobaczyła jego dłoń zaciśniętą na ukrytym pod płaszczem mieczu. Nie chciała z nim walczyć. Jeszcze nie teraz, a już na pewno nie w takim miejscu. Wstała ostrożnie, by nie odkryć przed ludźmi znajdującymi się w pomieszczeniu swojej tożsamości.
- Dasz mi swój najlepszy pokój oberżysto!
- Oczywiście wielmożna pani. Proszę za mną.
Inez spokojnie patrzyła jak oberżysta podnosi jej sakwy i kieruję się w głąb korytarza prowadzącego zapewne do wnętrza budynku. Gdy położył jaj sakwy przy drzwiach na drugim piętrze i sięgał po klucz złapała go za ramię.
- Czy w twoim zjeździe zatrzymał się ten wojownik rozmawiający z dowódcą Gwardii Królowej?
- Miron? Tak wielmożna pani.
- W takim razie powiedz mi w którym pokoju.
- Pierwsze drzwi po prawej stronie od schodów na pierwszym piętrze.
- Dziękuję. Każ przygotować dużą balię gorącej wody w łaźni. Chcę się wykąpać po podróży.
Po tych słowach wzięła sakwy do ręki i zatrzasnęła mu drzwi przed nosem.

Godzinę po wyjściu z sali Czarnej Inez Miron wrócił do swojego pokoju. W całym korytarzu unosił się delikatny zapach cynamonu, który zdawał się wydobywać z jego pokoju. Otworzył drzwi spodziewając cię ujrzeć Inez rzucającą się na niego z mieczem. Zamiast tego ujrzał pod nogami kremową kopertę. To ona wydzielała zapach cynamonu.

Jeśli chcesz porozmawiać to zapukaj pięć razy do drzwi łaźni.

Chciał porozmawiać.
Stuk, stuk, stuk, stuk, stuk.
- Wejdź. Tylko zamknij za sobą drzwi.
Otoczyły go gęste kłęby pary. Ruszył przed siebie po omacku. Zobaczył przed sobą zarys jej postaci. Serce zabiło mu mocniej gdy ujrzał jej jędrne piersi, smukłą talię, kształtne uda i długie nogi. Na jej skórze błyszczały krople wody.
- Czy mógłbyś mi polać plecy gorącą wodą? Nie krępuj się.
Miron wziął w ręce stojący nieopodal dzban pełen parującej wody. Stanął za nią i powoli lał jego zawartość na jej opalone plecy. Przez przypadek musnął je opuszkami palców. Były aksamitne w dotyku. Poczuł lekki dreszcz.
- Chciałaś porozmawiać.
Obróciła się w jego stronę. Jej piersi zafalowały lekko.
- Nie to ty chciałeś porozmawiać. Gdybyś nie chciał to z pewnością by cię tu nie było. Jak ci idzie trening?
- Skąd wiesz?
- Widziałam to w twoich oczach. Na pewno ćwiczyłeś u najznamienitszych wojowników w kraju. Pewnie chciałbyś się ze mną zmierzyć ponownie. Czy nie mam racji?
- Prawie. Wiem, ze jeszcze nie jestem dostatecznie dobry by móc walczyć z tobą jak równy z równym.
- W takim razie ćwicz dalej. Mógłbyś mi podać jeszcze jeden dzban wody?
Wykonał jej prośbę. Następnie obrócił się i ruszył do wyjścia. Zapach cynamonu unosił się wszędzie. Kiedy przedarł się przez kłęby pary i położył rękę na klamce usłyszał jej głos.
- Jak masz na imię?
- Miron.
Drzwi zamknęły się za nim z głośnym trzaskiem.

Uwielbiała dotyk jedwabiu na swojej skórze. Była to dla niej rozkosz, coś, co pozwalało jej zapomnieć o okropnościach prawdziwego świata i zatopić się w marzeniach, coś, co ją uspokajało. Także tym razem wszystkie problemy uleciały gdy poczuła jak ten królewski materiał spływa w dół jej ciała, dopasowując się do jego kształtów. Spojrzała w lustro. Sznurowany gorset idealnie podkreślał jej talię i uwydatniał piersi a lekko rozkloszowana spódnica pozwalała domyślać się kształtnych pośladków i smukłych nóg. Suknia była w kolorze ciemnego wina, podobnie jak zakupiony niedawno szal z delikatnej, przezroczystej tkaniny ze Wschodu. Włosy spięła kosztowną spinką w kształcie motyla. Była gotowa na spotkanie ze swoją przyjaciółką.

Przepych panujący we wnętrzu pałacu królowej oszałamiał każdego. Podobno na Północy nazywali coś takiego barokiem. Śmieszna nazwa. Dynamizm bijący z obrazów i plafonów wprost zadziwiał, a bogactwo rzeźb i orientalnej porcelany zachwycało nawet sceptyków. Po korytarzach i salonach snuli się dostojnicy i dwórki królowej zazdrośnie spoglądając na nowoprzybyłą piękność w ciemnoczerwonej sukni. Wiedzieli, ze królowa przyjmie ją na prywatnej audiencji, choć wielu innych zabiega o ten przywilej od lat. Plotka głosiła, ze kobieta ta jest przyjaciółką królowej z dzieciństwa. Mimo wszystko zazdroszczono jej. Gdy służący władczyni poprosił tę damę do prywatnych apartamentów swojej pani zawiść osiągnęła szczyt. Nawet żadna z dwórek nie mogła tam wchodzić!

- Moja droga jak dobrze cię widzieć! Tak dawno mnie nie odwiedzałaś, że już straciłam nadzieję na twoją ponowną wizytę.
- Miałam sprawę do załatwienia Miriam. Nie wiesz nawet jak się za tobą stęskniłam. Tylko przed tobą mogę się otworzyć i nie muszę niczego udawać.
- Wiem o słynnym już „ukaraniu Habretha” przez Cienistą Klingę. Czy musiałaś robić to w taki sposób? Wiesz, że jako głowa państwa nie popieram takich metod. A jako przyjaciółka muszę pilnować, żeby cię nie ujęto. Nawet nie wiesz jakie to męczące!
- Właśnie dlatego przyczaiłam się na rok w mojej tajnej kryjówce. Wybacz, że nie zdradziłam ci miejsca mojego pobytu, ale gdyby wymagało tego najwyższe dobro państwa mogłabyś mnie wydać.
- Być może taki czas się zbliża. Twój najbliższy cel umknął podobno na południe, do królestwa Bastina Zaciekłego. Jeśli zlikwidujesz go tak jak poprzednich to Bastin będzie się domagał wymierzenia ci najsurowszej kary, gdyż ten złoczyńca jest jego doradcą. Jeśli wyda się, że ukrywasz się w moim państwie może nawet wypowiedzieć mi wojnę jeśli cię nie wydam. Nie wiem co mogłabym wtedy zrobić, więc proszę cię: upozoruj wypadek albo zgon z przyczyn naturalnych, żadnych mordów czy samobójstw!
- Postaram się. A teraz opowiadaj co słychać u ciebie. Kiedy w końcu wyjdziesz za mąż?
Dwie kobiety rozmawiały ze sobą bardzo długo. Królowa Miriam zaproponowała swej przyjaciółce by ta zatrzymała się w pałacu. Inez chętnie na to przystała. Wieczorem leżąc w łóżkach rozmawiały jak przejęte nastolatki tak długo, że gdy kładły się spać na ich twarze padały już pierwsze promienie wschodzącego słońca.

Jori został przyjęty do świątyni Najwyższego i od razu wybrano do Rady Kapłanów ze względu na długoletnia posługę i nabyte doświadczenie. Raz w tygodniu wychodził na plac targowy by wysłuchać próśb najbiedniejszych mieszkańców stolicy. Podczas swoich spacerów parę razy widział Czarną Inez robiącą zakupy oraz pewnego młodego rycerza wpatrującego się z nią z mieszanina szacunku i nienawiści. „Przeznaczenia tych dwojga przedziwnie się ze sobą splatają, przed nimi jeszcze wiele ciężkich prób zanim ich drogi się połączą".


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
kashub
Czasopostowy



Dołączył: 19 Lip 2006
Posty: 116
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Tczew

PostWysłany: Pią 10:36, 11 Sie 2006    Temat postu:

Ladne i calkiem ciekawie. Przeczytalem jednym tchem, az ciezko sie oderwac. Ale znalazlem kilka minusow... Przede wszystkim przecinki - sporo ich brakuje. Kilka bledow logicznych - po co pytac o imie (Mirona), skoro sie o nie pytalo wczesniej, wszyscy wiedza o liscie, o ktorej istnieniu nikt nie ma pojecia i jeszcze kilka rzeczy... Niektore tajne informacje mozna latwo zdobyc, platnerz robi wspaniale kolczugi dla 'zwyklego rycerza', znana na calym kontynencie postac pamieta doskonale czlowieka, ktorego rozbroila w kilku ciosach. Chyba sie za bardzo czepiam, ale nic na to nie poradze Razz W gruncie rzeczy bardzo dobre opowiadanie Wink

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Asghan
Mówca



Dołączył: 29 Cze 2006
Posty: 307
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Busko-Zdrój

PostWysłany: Pią 20:44, 11 Sie 2006    Temat postu:

MMM ladne opowiadanko kashub nie czepiaj sie tak naszej pani kapitan bo niekazdy jest poeta:P

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
To forum jest zablokowane, nie możesz pisać dodawać ani zmieniać na nim czegokolwiek   Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi    Forum Piraci Morza Czaszek Strona Główna -> Nasze dzieła Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin